ks. Bogusław Kozioł SChr
Nie ma większej miłości...
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 02, luty 2009
Powszechnie znany jest tytuł książki Tomasza Mertona, który w tłumaczeniu stał się jakby swoistego rodzaju przysłowiem: Nikt nie jest samotną wyspą. Do istoty osoby należy jej relacyjność wobec innych. Osoba staje ciągle wobec „kogoś” i przekraczając krąg własnego „ja”, odnajduje i określa siebie właśnie w egzystencjalnych relacjach z drugą osobą. Brak tych relacji paradoksalnie dla osoby oznacza jej śmierć, a nawet unicestwienie. Wyjście z kręgu własnego „ja” i nawiązanie relacji z innymi w rzeczywistości jest spełnieniem siebie samego i odnalezieniem prawdziwego szczęścia. To trochę filozoficzne rozważanie można streścić jednym stwierdzeniem, że osoba odnajdzie sens swego istnienia jedynie w owym „wychodzeniu” na przeciw i „udzielaniu się” drugiemu, czyli w miłości.
Najdoskonalszy dar z siebie uczynił, i co więcej – wciąż na nowo czyni Jezus Chrystus. Dokonuje tego w Eucharystii, gdzie Bóg-Człowiek staje się bez reszty Darem dla człowieka. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Miłość zawsze jest bowiem dawaniem siebie drugiemu, co wiąże się z pewnego rodzaju umieraniem. Chrystus w Eucharystii nie tylko ciągle umiera za nas, ale przede wszystkim jest z nami w znakach chleba i wina. Stając się Hostią, dla nas wyniszczył siebie do końca, oddając się w nasze ręce. Jeden ze współczesnych teologów to uobecnione sakramentalnie dawanie się Syna Bożego człowiekowi nazwał „substancjalną miłością Boga do świata, miłością poświęcającą się” (J. Królikowski, Kult eucharystyczny w Kościele. „Homo Dei” 59 [1990], s. 167), czyli miłością, która staje się bardzo realna i konkretna.
Z tego tytułu Eucharystia jest nazywana „Sakramentem miłości”. To z niej wyrasta miłość, gdyż w niej obecny jest Bóg, który kocha, bo przecież On jest samą Miłością (por. 1 J 4,16). Chrystus swą miłość okazuje Bogu Ojcu w Duchu Świętym, będąc posłusznym aż do śmierci. Jednak miłość w Eucharystii rozlewa się także na wszystkich wierzących. Bł. Michał Sopoćko uważa, że „miłość Boga ku ludziom jest miłosierdziem. Eucharystia jest tedy potwierdzeniem, treścią i rozszerzeniem tego wszystkiego, co stworzyło nieskończone miłosierdzie Boże dla ludzi. Przez ten sakrament utrzymuje się ustawiczny stosunek Boski między niebem, ziemią i czyśćcem. Z jednej strony Zbawiciel w ofierze Mszy Świętej oddaje siebie Ojcu Niebieskiemu za ludzkość, a z drugiej strony Ojciec Niebieski daje nam swego Syna w Komunii Świętej, której skuteczność rozciąga się na żyjących i umarłych. Żyjącym daje moc, pociechę i radość, a duszom w czyśćcu cierpiącym przez nasze modlitwy niesie ulgę i osłodę w cierpieniach” (M. Sopoćko, Miłosierdzie Boga w dziełach Jego. t. 3. Rzym-Paryż-Londyn 1962, s. 231).
Jak zostało to zasygnalizowane w poprzednim artykule niniejszego cyklu, duchowość jest realizacją w codzienności przeżytych i przyjętych prawd. Jest to także codzienne naśladowanie Chrystusa (por. B. Kozioł, Oto Ja jestem z wami.. „Msza Święta” 1 [2009], s. 14-15). Skoro tak, to nasuwa się pytanie: jak powinna wyglądać w naszym życiu konkretyzacja prawdy, że Eucharystia jest „Sakramentem miłości”? Inaczej mówiąc, jak przyjąć Eucharystię, jako dar i zadanie, aby móc stać się człowiekiem o głębokiej duchowości eucharystycznej, której istotę stanowi miłość? A jeszcze inaczej ujmując problem, jak i w czym powinienem naśladować Chrystusa?
Jeśli uświadomimy sobie, czym rzeczywiście jest Eucharystia, to pierwszą naszą reakcją na tę prawdę będzie wdzięczność za ten Boski dar. Jan Paweł II mówił: „Eucharystia jest właśnie darem. Musimy pozostać aż do najdrobniejszych szczegółów wierni temu, co ona w sobie wyraża i czego od nas wymaga: dziękczynieniu” (cyt. za: J. Warzeszak, U podstaw gorliwości kapłańskiej. Warszawa 1989, s. 181). Dziękczynienie jest więc najbardziej adekwatną odpowiedzią człowieka na miłość Boga. Jednak o samej postawie dziękczynienia będzie mowa w kolejnych artykułach, gdyż ta bezinteresowna miłość – bo tak trzeba nazwać dziękczynienie – jest szczytowym aktem duchowości eucharystycznej i wymaga szerszego omówienia. Zatem zostawiając nasze odniesienie do Boga, spróbujmy teraz ukonkretnić prawdę o Eucharystii jako źródle miłości w stosunku do naszych relacji międzyludzkich.
Owocem Eucharystii jest miłość, którą otrzymujemy nie tylko jako „cnotę wlaną”, ale także jako „akt”, to znaczy Eucharystia uzdalnia i pobudza do miłości (por. św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, q. 79, a. 4). Innymi słowy, owocem Eucharystii jest zrodzenie się w człowieku pragnienia czynienia miłości poprzez konkretne działanie. Żyjąc duchowością eucharystyczną, gdzie miłość wychodzi na czoło wszystkich innych czynów, człowiek w życiu codziennym będzie odznaczał się pokorą i cierpliwością, a nade wszystko życzliwością, dobrocią, otwartością serca i zaangażowaniem się w budowanie sprawiedliwości społecznej. Eucharystia pobudza bowiem do miłości względem najuboższych i najbardziej potrzebujących. Miłość Chrystusa do ubogich i odrzuconych nie tylko przejawiała się w Jego nauczaniu, lecz nadawała sens całemu Jego życiu. A zatem i my, którzy uczestniczymy w Eucharystii, nie mamy uprawiać retorycznej miłości, powtarzając, jak to źle jest na tym świecie. Nasza miłość ma być szczera, konkretna, przebaczająca i zdolna do poświęceń, bo prawdziwa miłość posiada zawsze charakter eucharystyczny, to znaczy do końca, bez reszty, zapominając o własnych potrzebach.
Odpowiadając na pytanie, co konkretnie mamy czynić, aby żyć duchowością eucharystyczną, wystarczy wziąć do ręki Katechizm Kościoła Katolickiego i przeanalizować tak zwane uczynki miłosierne co do duszy: grzeszących upominać, nieumiejących pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych, i co do ciała: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych grzebać (por. KKK 2447). Wypełnienie tego katalogu dobrych czynów, choćby tylko niektórych z nich, jest już bardzo konkretnym wyrazem naszej miłości. I co trzeba nam również sobie uświadomić, to fakt, że nie musimy daleko szukać obszarów, gdzie można zrealizować ów rejestr. Potrzebujący są obok nas, a nawet niejednokrotnie żyją z nami w naszych rodzinach i wspólnotach.
Na koniec warto także sobie uzmysłowić jeszcze jedną prawdę, którą podkreśla Instrumentum laboris z XI Synodu Biskupów w 2005 roku, zatytułowane Eucharystia źródłem i szczytem życia oraz misji Kościoła. Otóż dokument ten zauważa, że Chrystus oddaje się swemu Kościołowi jako Oblubieniec. Stąd też widzialnym przykładem takiej miłości oblubieńczej jest sakrament małżeństwa. A sama Eucharystia staje się „niewyczerpanym źródłem jedności i nierozerwalnej miłości małżeństwa, a także staje się pokarmem dla całej rodziny i pomaga tworzyć chrześcijański dom” (Instrumentum laboris, 19). Duchowość małżeńska jest, czy też raczej powinna być na wskroś eucharystyczna. Rodzina chrześcijańska nie tylko powinna traktować uczestnictwo we Mszy Świętej jako formalne wypełnienie trzeciego przykazania Dekalogu, ale powinna uczynić z Eucharystii źródło siły do wzmacniania swego fundamentu, jakim jest miłość. Tylko z Chrystusem Eucharystycznym można nauczyć się miłości wiernej, uczciwej, trwającej w dobrym i w złym, wrażliwej na życie, ofiarnej i wciąż wychodzącej na przeciw drugiego człowieka z gestem przebaczenia.
O taką właśnie postawę módlmy się słowami św. Faustyny Kowalskiej: „O Jezu, uczyń me serce czułe na każde cierpienie duszy czy ciała bliźnich moich. O Jezu mój, wiem, że Ty tak postępujesz z nami, jak i my postępujemy z bliźnimi. Jezu mój, uczyń serce moje podobne do miłosiernego Serca Twego. Jezu, dopomóż mi przejść przez życie, czyniąc dobrze każdemu” (Dzienniczek, s. 692).