ks. Jarosław Staszewski SChr
Suma wszystkich cudów
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 07, lipiec 2019
W tle wije się Wisła leniwie i słodko. Wtuliła się w ziemię, ucichła i znieruchomiała. Bezbronna! Pogodzona z tym, że nie jest murem obronnym, którym być powinna wobec barbarzyńskich hord ciągnących ze Wschodu. Za Wisłą – Warszawa, dalej Polska cała, wszystko, co święte, ważne i cenne. Wszystko, czego trzeba bronić przed bolszewicką zarazą. Z tamtego, bezpiecznego jeszcze brzegu, bitwą dowodzi Józef Piłsudski. Wódz musi wszystko zobaczyć, ocenić, przewidzieć. Musi działać błyskawicznie i celnie. Kasztanka rwie się do przodu, zostawiając z tyłu generałów i sztabowców.
Na prawy, wysoki brzeg Wisły dosłownie wbiegają żołnierze. To szturm! To atak! Żołnierzom towarzyszą chłopcy i dziewczęta. To także żołnierze, którzy na arenę krwawej bitwy wbiegli z harcówek i ze szkolnych klas stołecznych gimnazjów. Ich młodego, niewinnego życia nie polizały jeszcze wojenne jaszczury. Ich serc nie nadgryzły widoki przerażające i nie do zapomnienia. Biegną w bój, jak biegnie się ku przygodzie, jak na spotkanie narzeczonego. Tylko spojrzenia mają dojrzałe i ciężkie. Tylko twarze mają skupione i twarde. Wyglądają jakby rodzili się we mgle, jakby wychodzili na pierwszy plan ze spowitych w dym wybuchów scenicznych kulisów. Skłębione dymy biją słupem w niebo i łączą się z zimnymi, stalowymi chmurami. Właściwie nie wiadomo, skąd te ciemne tumany biorą początek. (...)