ks. Jarosław Staszewski SChr
Antoniego Wierixa antwerpskie tajemnice różańcowe
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 09, wrzesień 2017
Jego bracia – młodszy o rok Hieronim i trzy lata starszy Jan – wysłani przez rodziców, szukali go wszędzie. Na ulicach Antwerpii od tygodnia było bardzo niebezpiecznie. Najstarszej na świecie giełdy oraz faktorii kupieckich i kantorów w porcie strzegli zbrojni. Okiennice bogatych, mieszczańskich kilkupiętrowych kamienic były pozamykane na głucho. Podobnie warsztaty rzemieślnicze i znane w całej Europie drukarnie. Biły wniebogłosy dzwony z dominikańskiego klasztoru i u franciszkanów. Rano jeszcze słychać było bijące na trwogę dzwony z klasztoru klarysek. Teraz umilkły. Czternastoletni Antoni Wierix stał nieruchomo na placu przed katedrą. W jego rozszerzonych źrenicach odbijały się języki ognia liżące rzeźby świętych Apostołów wyrzucone przed katedrę przez rozszalały tłum. Z setek zdartych krzykiem gardeł wydobywało się wilcze wycie i haniebne groźby, że na stosach spłoną nie tylko wszystkie rzeźby świętych Pańskich, ale z samej katedry nie zostanie kamień na kamieniu. Nowi „apostołowie” nowej, reformowanej religii palili gotyckie ołtarze, rzeźby i arrasy z wyobrażeniami świętych. Tak oto w popękane bukłaki starego Kościoła lało się młode wino – jak myśleli kalwińscy rówieśnicy Antoniego Wierixa, niszcząc w rewolucyjnym szale bezcenne wyposażenie antwerpskich, katolickich kościołów.
W czasie protestanckiego powstania przeciw hiszpańskim rządom zniszczono w całych Niderlandach około pięciu tysięcy kościołów i klasztorów, a historia nazwała to wydarzenie „rewoltą ikonoklazmu”. (...)