Msza Święta - miesięcznik biblijno-liturgiczny

« powrót do numeru


s. Daniela Podsiadło MChR
Trzy kartki z kalendarza.O ostatnich dniach ziemskiego życia Sługi Bożego ks. Ignacego Posadzego

Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 01, styczeń 2014

17 stycznia 1984 r. około godziny 10.45 w domu zakonnym w Puszczykowie zmarł ks. Ignacy Posadzy, współzałożyciel Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej i założyciel Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. Wśród pełniących posługę przy Ojcu Ignacym w ostatnich dniach jego choroby i chwili śmierci była s. Daniela Podsiadło MChR. Publikujemy fragmenty opisu tych wydarzeń spisane przez s. Danielę dwadzieścia pięć lat temu. Mając na uwadze osobisty charakter notatek redakcja jedynie w nawiasach [] zamieściła nieznaczne uzupełnienia.

Chciałam napisać o wielkiej łasce, jaka mnie spotkała.
Kiedyś był telefon z Puszczykowa od Księdza Komisarza [Czesława Kamińskiego], że Ojciec [Ignacy Posadzy] jest bardzo chory i przewieziono Go do szpitala. Potem Matka Magdalena [Karolczak] powiedziała na rekreacji, że będziemy jeździć do Ojca, aby się nim opiekować, ponieważ po przebadaniu wrócił do Puszczykowa. Na drugi dzień rano Matka powiedziała mi, że być może pojadę do Ojca.

W niedzielę [15 stycznia 1984 r.] wyjechałyśmy z s. Aliną [Sasinowską] i s. Anią [Błauciak] około 6.40. Gdy dotarłyśmy do „Betanii” [potoczna nazwa domu zakonnego w Puszczykowie], udałyśmy się najpierw do pokoju Ojca [Ignacego Posadzego]. Weszłyśmy do pokoju i „zameldowałyśmy się”. Kiedy zniżyłam się i przycupnęłam przy łóżku, Ojciec z wysiłkiem podniósł rękę i dotknął nią mojego czoła. Nie miał siły zrobić krzyżyka, uśmiechał się jedynie.

Wieczorem byłyśmy u Ojca. Gdy Ojciec nas zobaczył, podniósł głowę i zaczął nam dziękować. Ale jednocześnie powiedział, żebyśmy już poszły i przyszły dopiero jutro po Mszy św. Nalegał, kiedy odmawiałyśmy. Pomogło, gdy powołałyśmy się na Księdza Generała.

Ojciec mówił, że zawsze modli się za nasze zgromadzenie. Kilka razy powtarzał: „Za wszystko dziękujcie Bogu” i czynił charakterystyczny dla Niego gest ręką [pozdrawiając i błogosławiąc]. Trochę zmęczył się tą długą dla Niego rozmową. My byłyśmy ogromnie wzruszone tym, co Ojciec do nas mówił. Siedziałam w fotelu przy nogach i Ojciec podnosząc głowę patrzył się na mnie swoimi jasnymi niebieskimi oczyma uśmiechając się i wyciągając rękę.

Przyszłam pół godziny po północy. Ojciec miał bardzo charakterystyczny oddech: bardzo głośny i krótki. Siedząc w przyległym pokoju widziałam, co się z Ojcem dzieje. Jeśli zmieniał się oddech, szybko szłam do Ojca. Ale na szczęście noc była spokojna. Patrząc przez okno widziałam w smudze światła latarni padający gęsto śnieg. Było mi tam dobrze, nie byłam niespokojna. Tak jakbym czuła, że to jeszcze nie teraz. Jeszcze mogę się spokojnie cieszyć obecnością tego niezwykłego Człowieka.

O  6.00 miałam pójść na Mszę św. odprawianą przez ks. [Zbigniewa] Delimata. Gdy już zeszłam do kaplicy, okazało się, że Msza będzie u Ojca. Poszliśmy więc na górę. Brat Ludwik [Pluta] przygotował wszystko na prowizorycznym ołtarzyku w pokoju przyległym do pokoju Ojca. Odprawiał ks. Delimat, uczestniczyłyśmy: s. Ania i ja oraz oczywiście Ojciec. Gdy podszedł do Niego ksiądz i podał Komunię pod dwiema postaciami, Ojciec przyjął. Podałam Mu coś do popicia. I my przyjęłyśmy Komunię pod dwiema postaciami.

Właśnie obie byłyśmy u Ojca, gdy otworzyły się drzwi i po cichu niepostrzeżenie wszedł Ksiądz Generał [Edward] Szymanek. Powiedziałyśmy o tym Ojcu. Zareagował jak zawsze uśmiechem i zwróceniem głowy. Ksiądz Generał powiedział, że przyszedł również Ksiądz Wikariusz Generalny [Ryszard Bucholc] i Ksiądz Superior [Edmund Kufel]. Na prośbę Generała poprosiłam ich do Ojca. Wychodząc słyszałyśmy prośbę Księdza Generała o błogosławieństwo. Widziałyśmy gest podniesionej reki, która już nie mogła czynić znaku krzyża, a w uszach brzmiały słowa Księdza Generała [który „użyczył” swojego głosu Ojcu]: „W imię Ojca…”.

Zaniepokoił nas bardzo słaby puls. Powiedziałyśmy o tym Księdzu Komisarzowi. On również zbadał i wyszedł prędko. Uklękłyśmy koło Ojca i zaczęłyśmy odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego.

Przed kolacją przyjechały: s. Mistrzyni [Renata Baran], s. Alina [Sasinowska], s. Monika [Sitko] i s. Maria [Tomczewska], która miała zmienić Anię. Były bardzo długo. Wyjechały po ósmej.

Ksiądz Delimat „wywalczył” sobie czuwanie [przy Ojcu] od 21.00 do 24.00. Potem miała czuwać s. Maria, a ja od około 3.00. Ta noc nie była już taka spokojna jak poprzednia. Chociaż właściwie nic się nie działo, czułam wewnętrzny niepokój. Około 5.30 obudziłam s. Marię, gdyż o 6.00 ks. [Józef] Grzelczak miał odprawić Mszę u Ojca. Przygotowałam wszystko. Spojrzałam do rubryceli: 17 stycznia, wtorek – św. Antoniego opata, k. biały. Gdy przyszedł ks. Grzelczak, chciał sprawdzić, czy Ojciec przyjmie Komunię Świętą, i powiedzieć Mu o Mszy. Jednak wszelki kontakt był już zerwany. Ksiądz mówił Ojcu do ucha akty strzeliste. Prosił, by żałował za grzechy. Powtarzał: FIAT, AMEN, ALLELUJA! Widząc, że nie ma kontaktu, Ksiądz powiedział, iż Mszę św. odprawi na dole. Ale w końcu, być może dlatego, żebyśmy nie musiały zostawiać Ojca, odprawił tutaj. Na początku wspomniał, że dzisiaj imieniny obchodzi zmarły arcybiskup [Antoni] Baraniak, przyjaciel Ojca. Zamiast Komunii ks. Grzelczak po raz drugi mówił przy Ojcu akty strzeliste. Po skończonej Mszy zapowiedział modlitwy za konających. Przyszli wszyscy mieszkańcy domu puszczykowskiego. Zapaliliśmy gromnicę i włożyliśmy Ojcu do ręki. Trzymałam ją cały czas, aby nie wypadła Mu z ręki. Odmówiliśmy różaniec i modlitwy. Potem zgaszono gromnicę i każdy żegnał się z Ojcem przyklękając przy Nim i całując Go w rękę.

Potem wszyscy udali się na Mszę św., s. Maria i ja zostałyśmy. Ojciec leżał bez zmian. W tym czasie przyjechały Matka [Magdalena Karolczak], s. Anna [Sołtys] i s. Alina [Sasinowska]. Teraz z kolei my siostry zaczęłyśmy modlić się przy Ojcu. Potem przyjechał również Ksiądz Generał i Ksiądz Wikariusz Generalny.

Brat Piotr [Szafranek] przyniósł Ojcu obrazek Jezusa Miłosiernego i położył na piersiach. Dałyśmy też Ojcu do ręki różaniec i krzyżyk. Razem powtarzałyśmy akty wiary, nadziei i miłości.

Nagle zmienił się oddech Ojca… A teraz oddech z szybkiego stawał się wolniejszy… zanikał…. Po prawym policzku Ojca spłynęła jedna łza. Przypomniała mi się wówczas łza św. Tereski od Dzieciątka Jezus. Wzięłam więc serwetkę papierową i otarłam tę łzę.

Od początku wraz z bratem Ludwikiem i s. Marią odmawialiśmy różaniec. Jednak ja nie mogłam pohamować płaczu i wkrótce przestałam. Trzymałam jedynie Ojca za ramię i głowę. Po raz pierwszy widziałam śmierć, a była to śmierć świętego.

Potem rozpoczęły się zabiegi i czynności, jakie zwykle wykonuje się przy zmarłych. To dziwne, pierwszy raz byłam przy zmarłym, lecz w ogóle się nie bałam, pomagałam jak przy chorym.

Ojciec zmarł około 10.45, a przed 12.00 przenieśliśmy ciało [do sali wspólnoty] i odmówiliśmy „Anioł Pański”. Potem o 12.30 był w kaplicy różaniec za Ojca.

Zabrałam swoje rzeczy i jeszcze raz poszłyśmy do Ojca. Przy wyjściu jeden z księży dał mi modlitewnik, bo widział, że się kiedyś z niego modliłam. Był to modlitewnik Ojca. Na pamiątkę wzięłam też trzy kartki z kalendarza, który był w pokoju Ojca. Były to trzy dni, które u Niego spędziłam.

Siostry zawiozły mnie do Mostu Pułaskiego i tam dość długo czekałam na autobus. Wyglądałam chyba nieźle. Zapłakana, płaszcz bez paska, ręce w kieszeni, bo nie miałam rękawiczek.

Gdy już jechałam, słońce zniżało się ku zachodowi wielkie, czerwone. Kończył się dzień, dzień śmierci Ojca.

Na przystanku w Morasku spotkałam s. Bożenę [Błąd], a idąc do domu widziałam biało-żółtą flagę z czarną tasiemką wiszącą nad drzwiami wejściowymi [do naszego domu]. I na tym, można by pomyśleć, skończył się mój kontakt z Ojcem. Ale to dopiero początek. Zobaczyłam świętego, gdy wchodził do chwały Pana, i chcę być taka jak On.

s. Daniela Podsiadło MChR

Uwaga! To jest tylko jeden artykuł z miesięcznika "Msza Święta". Pozostałe przeczytasz w numerze dostępnym w Wydawnictwie Hlondianum:

« powrót do numeru