ks. Wojciech Przeczewski
Roraty – relikt przeszłości czy szansa duszpasterska?
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 12, grudzień 2012
Każdy z nas ma swoje wspomnienia z dzieciństwa. Jedne zapadły głęboko w sercu, inne przygasły pod ciężarem kolejnych lat życia, jeszcze inne – w miarę upływu czasu – zatarły się zupełnie w naszej pamięci.
Dzieciństwo przeżyłem w Poznaniu, będąc ministrantem w śródmiejskiej parafii pod wezwaniem św. Marcina. Wiele rzeczy pamiętam z tego okresu, ale szczególnie mocno zapadło w moich wspomnieniach bardzo pracowite i wcale nie takie proste przeżywanie okresu Adwentu. W kościele na ten czas ustawiona była solidna, długa drabina – miała tyle szczebli, ile było adwentowych dni. Na samej górze drabiny stała pusta kołyska, wymoszczona siankiem. Każdego dnia, o jeden szczebel wyżej, ustawiana była figura anioła. Dzięki temu aniołkowi widać było, jak czas ucieka i zbliża się radość Bożego Narodzenia. Ale żeby nie było to bezmyślne wpatrywanie się w aniołka, każdego dnia do szczebla pod aniołkiem przyczepiona była kartka z wypisanym konkretnym postanowieniem adwentowym. Postanowienia były różne – jedne łatwiejsze, inne trudniejsze. Były to jakieś drobne wyrzeczenia się przyjemności, które nie były dzieciom konieczne do życia, albo jakieś dobre uczynki, które kształtowały charakter, albo inne zadania, które skracały czas tęsknego oczekiwania. Każde dziecko, które wypełniło postanowienie, miało prawo brać udział w losowaniu kilku figurek Matki Bożej. (...)