ks. Jan Hadalski SChr
Pozwólcie dzieciom przychodzić…
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 05, maj 2012
W miesiącu, w którym tak wiele dzieci po raz pierwszy przystępuje do Komunii Świętej, w naszym miesięczniku podejmujemy temat uczestnictwa dzieci we Mszy Świętej. Temat od wielu lat budzący dyskusje pastoralistów, liturgistów, duszpasterzy, katechetów, rodziców – wszystkich zatroskanych o właściwe wprowadzanie dzieci w świat wiary, w doświadczenie i rozumienie Boga i Kościoła. Problem zaczyna się już na poziomie nazewnictwa, które nie jest bez znaczenia w toku gorących nieraz dyskusji: „Msza dla dzieci” czy „Msza z udziałem dzieci”.
Przed dziewięciu laty w „Więzi” ukazał się artykuł ks. Jacka Dunin-Borkowskiego „Msza Święta infantylna” („Więź 12/2002). Był to tekst bardzo krytyczny wobec „Mszy dla dzieci”, ostro napisany i prowokacyjny, i oczywiście w różnych gremiach wzbudził szeroką dyskusję. Sam tekst, jak i jego pokłosie z łatwością można znaleźć w Internecie. Pamiętam, jak wtedy w gronie doktorantów na UKSW dyskutowaliśmy o tych „Mszach dziecięcych”, odwołując się także do osobistych doświadczeń parafialnych. Z większością tamtych krytycznych argumentów się zgadzałem i nadal się zgadzam, nie negując jednak samej idei. Pytanie, które wciąż sobie zadaję, brzmi: jak to zrobić, jak sprawować Eucharystię, jak mówić do dzieci?
Minęło sporo czasu, dyskusja przebrzmiała, ale problemy duszpastersko-liturgiczne pozostały i wciąż trzeba pytać, czy duszpasterstwo dzieci oparte w głównej mierze na specjalnej dla nich Mszy prowadzi i wychowuje najmłodszych do spotkania z Bogiem, czy może właśnie „infantylizuje” ich wiarę i uczestnictwo we Mszy Świętej, co owocuje w miarę dorastania znudzeniem i trudnością odnalezienia się w wierze i sakramentach „dla dorosłych”.
Drugim problemem, który rodzi się równolegle, jest kwestia uczestnictwa i zaangażowania dorosłych, rodziców na takich „dziecięcych” Mszach. Przecież z dziećmi przychodzą właśnie rodzice, często także inni dorośli, bo ta Msza jest taka „fajna”, krótka i od dorosłych niewiele wymaga. Pamiętam rozmowy z moim kolegą, który w jednej ze szczecińskich parafii prowadził duszpasterstwo dzieci. Ta „jego” Msza była najbardziej oblegana, kościół wypełniony po brzegi, spora grupa dzieci, ale jednak zdecydowana przewaga dorosłych. Mówiłem: nie możesz ich nie zauważyć, im nie może wystarczyć kazanie dla dzieci, oni potrzebują bardziej niż dzieci pięknej liturgii i mocnego słowa, konkretnego, przybliżającego Boga i stawiającego wymagania na ich poziomie. Jak pogodzić świat wiary dziecka ze światem wiary dorosłych? To bardzo trudne zadanie. Dlatego Msze z udziałem dzieci i homilie na nich głoszone są – moim zdaniem – ogromnym wyzwaniem duszpasterskim i podziwiam księży, którzy to próbują robić na odpowiednim poziomie.
Zapraszam do lektury i do dyskusji.