ks. Krzysztof Filipowicz
Błogosławieni posłani, gdyż spotkali Pana!
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 01, styczeń 2012
Każde spotkanie w ziemskich realiach, choćby nacechowane stygmatem wieczności, tak jak miało początek, musi mieć i swój koniec. Msza Święta, jak się zdążyliśmy przekonać, posiada wiele nazw, gdyż jest rzeczywistością niezwykle bogatą. Jednym z jej imion jest collecta, czyli zebranie, zwołanie, zgromadzenie liturgiczne. Musi zatem posiadać ono swoje zakończenie ujęte specjalnym rytem. Podobnie jak zebrani wierni witani byli przez celebransa, tak muszą być pożegnani i odbywa się to poprzez błogosławieństwo.
Etymologia tego łacińskiego słowa odsyła nas do bardzo konkretnego znaczenia: dobrze mówić, mówić dobre słowa. Kościelny sens tego wyrażenia, wyrastający z tradycji biblijnej, oznacza w pierwszej kolejności uwielbienie Boga za Jego dary, przy jednoczesnym wzywaniu Jego opieki nad osobami bądź rzeczami. Błogosławieństwo związane jest z prośbą, abyśmy postępowali zgodnie z wolą Bożą w konkretnych sytuacjach (błogosławieństwo osób) i posługiwali się we właściwy sposób wszystkim tym, co Bóg dał nam do dyspozycji (błogosławieństwo rzeczy). Ten liturgiczny akt pomaga w osiągnięciu ostatecznego celu ludzkiej egzystencji.
Spojrzenie na historię błogosławieństwa mszalnego
Interesujące nas tutaj błogosławieństwo na zakończenie Mszy Świętej, podobnie jak jej inne ryty, ma swoją historię. Uważa się, że najstarsze błogosławieństwo było poprzedzone wezwaniem diakona do pochylenia głów, po czym celebrans odmawiał specjalną modlitwę nad ludem. (...)