Leszek Wątróbski
Pamięć o Kresach Polskich we Francji
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 09, wrzesień 2011
Z Marią Krystyną Orłowicz-Sadowską, wieloletnim dyrektorem Ecole „Nazareth” i prezesem Stowarzyszenia „Kresy” we Francji, rozmawia Leszek Wątróbski.
Pani życie podzielić można na kilka etapów…
Pierwszy – lata młodości, drugi – lata studiów i pracy w Polsce, trzeci – to okres spędzony poza krajem.
Zacznijmy więc od dzieciństwa…
Moja rodzina pochodziła z Kresów – ze Stanisławowa. Ojciec był dyrektorem poczty, a matka historykiem po uniwersytecie lwowskim. Rodziców wygnali z ich domu i miasta. Dali im jedną noc na pozbieranie się i spakowanie. Wieźli ich potem w otwartym wagonie przez trzy tygodnie do Przemyśla. To była późna jesień. Codziennie rano budzili się pod pierzyną śniegu. Zabrali ze sobą kozę, która żywiła moich braci i ich samych w czasie trzytygodniowej podróży. Starszy miał wówczas 4 lata, młodszy 1,5 roku. Skierowani zostali na ziemie zachodnie, nazywane wówczas odzyskanymi. Zamieszkali w Nysie koło Opola.
Pamiętam z młodości, jeszcze jako mała dziewczynka, że w naszym mieszkaniu przez wiele lat po przyjeździe stały nierozpakowane kufry. Babcia nie pozwalała nam nic z nich wyciągać. Żyła w nadziei powrotu do Stanisławowa. Tylko na święta wyjmowała jeden obrus, który zaraz po Wielkanocy albo Bożym Narodzeniu wracał na swoje miejsce. Tak było przez wiele, wiele lat. Potem kufry wylądowały na strychu i zaczęliśmy je wypakowywać. (...)