Msza Święta - miesięcznik biblijno-liturgiczny

« powrót do numeru


ks. Dionizy Mróz SDB
Zamyślenia w Dzień Pański - 32 niedziela w ciągu roku.

Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 11, listopad 2009

PANI MARIA

Panie Jezu chyba nie lubisz jak Cię męczą organami w kościołach
dość masz muzyki Bacha –
może chciałbyś posłuchać
jak skrzypi w Biblii na czarnych nogach hebrajska litera
jak spowiadający mruczą w samo ucho sumienia
boli rosnąca aureola nad świętym
płaczą uciekające spojrzenia –
ciekną buty po deszczu na posadzce
ziewa babcia nad litanią
skacze szczygieł śniegu po tramwajowych przystankach
piszczy nad świecą w lichtarzu
jedna płonąca zapałka
Nawet w skrzypcach nie słyszymy strun tylko pudło
ks. J. Twardowski, Do Jezusa umęczonego organami

Pani Maria miała w kościele swoje miejsce: gdzieś z boku, prawie w bocznej kaplicy. I ulubioną godzinę Mszy Świętej, bo, jak zwykła była mówić: „Dobrze jest dobrze dzień rozpocząć”. A więc już o szóstej rano (a właściwie o 5.30) była w kościele. Codziennie odbywała jeszcze pielgrzymkę do innego kościoła, by pomodlić się chwilę: w poniedziałek była u ks. Bosko, we wtorek – u św. Ojca Pio, w środę – u św. Antoniego, w czwartek – u św. Tereski, w piątek – u Najświętszego Serca Jezusowego, w sobotę – u Matki Bożej Wspomożycielki lub u Matki Bożej Częstochowskiej. I tak w każdym tygodniu.

Zdarzyło się kiedyś, że kościelnego sen nie wypuścił ze swych objęć. Nikt do niego nie dzwonił ani go nie szukał. Pani Maria spokojnie stała przed drzwiami kościoła z różańcem w ręku i gdy tylko przerażony kościelny się pojawił, usłyszał: „Ostania zdrowaśka była do twego Anioła Stróża, by cię obudził”. Z uśmiechem łagodziła niektóre pomruki innych niezadowolonych.

Pogoda ducha doskonale współgrała z anielską bielą jej włosów. Pani Maria spokojnie szła każdego dnia przed ołtarz swojego świętego, po drodze wrzucała coś do skarbonek: a to na remont kościoła, a to na ubogich, a to na dzieci ze świetlicy, a to na oratorium. Zawsze dyskretna, spokojna, cicha i uśmiechnięta. Kiedy zbliżały się imieniny któregoś z księży pracujących w parafii, po Mszy Świętej porannej zostawiała w zakrystii czekoladki, ale zawsze tak dyskretnie, że tylko kościelny wiedział, kto je podarował…

Wszyscy dobrze znaliśmy panią Marię. Od wielu lat była zawsze taka sama. Po śmierci męża dbała o dzieci i wnuki. Jeśli udało się ją spotkać gdzieś w drodze i zapytać o dzieci czy wnuki, to w odpowiedzi słyszało się wyczerpującą odpowiedź o egzaminach specjalistycznych córki, o maturze najstarszego wnuka, o młodszych, którzy w drodze ze szkoły zawsze przybiegają do babci na obiadek, który musi mieć dla nich gotowy.
Ktoś powiedział, że pani Maria to anioł, a nie człowiek. Pewnie tak było, bo gdy pewnego dnia nie przyszła na poranną Mszę, kogoś wyraźnie brakowało w kościele. Puste miejsce w ławce czekało na nią. Nikt go nie zajął. Pani Maria zachorowała dość ciężko i po dwu miesiącach walki choroba ją zwyciężyła.

Na pogrzebie dawno nikt nie widział tak wielu osób. Okazało się, że tę cichą kobietę znali waściwie wszyscy. Przyszli jej uczniowie z bardzo dawnych lat, przyjaciele z sąsiednich bloków i ulic, byli też tacy, którzy po prostu ją znali. W czasie uroczystości pogrzebowych panował uroczysty spokój. Spokój, a właściwie dostojna powaga.

Po kilku dniach w kancelarii pojawił się najstarszy wnuk pani Marii. Przyszedł zamówić Mszę za babcię. Wspominał, jak przez całe jego życie babcia bardzo dyskretnie towarzyszyła mu, była gotowa nieść pomoc i wsparcie. Nie tylko zresztą jemu. Okazało się bowiem, że spełnił również ostatnią wolę babci: przyniósł nieźle sfatygowany zeszyt, który do niej należał. W zeszycie były rozpisane na przyszłe dwa miesiące datki na poszczególne dzieła: na ubogich (przy św. Antonim), na dzieci ze świetlicy (do skarbonki), na oratorium, na remont kościoła i jeszcze inne… Oprócz tego znajdował się tam także jeszcze jeden niezwykły zapis. Po odwróceniu zeszytu, od końca zapisane były intencje modlitewne: w poniedziałek – za dzieci, we wtorek – za wnuczęta, w środę – za przyjaciół i sąsiadów, w czwartek – za księży, w piątek – wynagradzająca, w sobotę – za tych, którzy mają różne problemy.

Żałuję, że nie poprosiłem o to, bym mógł zachować ten zeszyt. Był on bowiem świadectwem tych dwu groszy rzucanych codziennie do Bożej skarbony.

Uwaga! To jest tylko jeden artykuł z miesięcznika "Msza Święta". Pozostałe przeczytasz w numerze dostępnym w Wydawnictwie Hlondianum:

« powrót do numeru