Leszek Wątróbski
Teraz mam już dwie Ojczyzny...
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 11, listopad 2009
Z Wiolettą Szczepanik, prezesem Edukacyjno-Kulturalnego Stowarzyszenia Polaków na Krecie, rozmawia Leszek Watróbski.
Mieszka pani na Krecie już prawie dwadzieścia lat…
Na Kretę przyjechałam z mężem z Rzeszowa w listopadzie 1990 roku. To już prawie dziewiętnaście lat temu. Do Grecji dotarłam autobusem, najtańszym wówczas środkiem transportu. Podróż była niełatwa. Sześciu Polaków zawrócono na granicy greckiej. Innym się jakoś udało.
Dwóch spotkanych w autobusie ludzi namówiliśmy na wspólny wyjazd na Kretę. Myśleliśmy, że będzie nam tam łatwiej. Nasza ówczesna znajomość Krety pochodziła ze szkolnych lat. Myśleliśmy, że jest to niewielka wyspa, na której szybko znajdziemy pracę i jakoś się urządzimy.
Wasze spotkanie z Kretą miało miejsce w Iraklionie…
Dopłynęliśmy tam we czworo promem z Pireusu. Iraklion było i nadal jest największym miastem wyspy. Nikt z nas nie mówił po grecku. Tylko ja mówiłam trochę po angielsku.
Początki nie były więc łatwe?
Początki były ciężkie. Kończyły się nam pieniądze, musieliśmy więc szybko znaleźć pracę i mieszkanie. Poszukiwania rozpoczęliśmy od biur podróży. Wiedziałam, że pomarańcze nazywają się po grecku portokalia. Myślałam, że wystarczy, gdy powiem portokalia, to oni nas zawiozą na plantacje pomarańczy i że tam dostaniemy od razu pracę. (...)