ks. Jan Sochoń
Najświętsze Serce Jezusa - źródło świętości kapłanów.
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 06, czerwiec 2009
Nic tak nie zbliża do siebie tych dwóch pojęć: „serce” i „kapłańska świętość”, jak uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Łączy je bowiem pragnienie poznania Boga i zarazem miłosnego przylgnięcia do Niego. Tego rodzaju wydarzenie spełnia się dzięki Chrystusowi, który – jak opowiadają Ewangelie – odkrywa przed ludźmi swoje Serce, ujawniając osobistą, intymną relację z Ojcem. W ten sposób zyskujemy podstawę do kontemplacji Serca Pana Jezusa, ale też Jego Człowieczeństwa. Wierzymy przecież, że jest On i Bogiem, i Człowiekiem. Chcąc więc dotrzeć, choćby tylko w ograniczony sposób, do miary Jezusowego Serca, aby według niej móc postępować, powinniśmy wsłuchiwać się w treści sugerowane przez styl życia Chrystusa, w Jego nauczanie, odkrywać i zapamiętywać fundamentalne zasady, jakimi się kierował. Nie mamy innej możliwości, aby odczuć miłość Boga objawioną w Sercu Pana Jezusa.
Przy tym warto uświadomić sobie, co w najgłębszej istocie oznacza sam termin „serce”. Współcześnie kojarzymy go najczęściej ze sferą uczuciowości, emocjonalności, psychologicznej zażyłości. Ma to pewien związek z tradycją. Już u Homera serce stanowi o dynamice radości, zachwytu, śmiechu. W nim mieści się miłość; sercem rodzice kochają swoją córkę, a bogowie kochają pewnych ludzi (mężczyzn) i miasta. Ale serce wyzwala też uczucia negatywne, na przykład gorycz, smutek, gniew, niejasne pożądanie.
Natomiast w kulturze hebrajskiej pojęcie „serca” zyskuje szerszy zakres znaczeniowy. Odnosi się ono nie tylko do afektów, ale i do myślenia, introspekcji, aktów decyzji; poprzez serce przejawia się zagadkowa obecność i działalność Boga. Buduje ono wewnętrzną przestrzeń, gdzie może dochodzić do spotkania człowieka z Bogiem. Nawet jeżeli człowiek odwraca się od Stwórcy, lekceważy zobowiązania płynące z przymierza, stara się Go omamiać różnego rodzaju sztuczkami i oszustwami, nie przynosi to nigdy spodziewanych rezultatów, gdyż Jahwe „przenika serce” (Jer 17,10), widzi to, co najbardziej skryte. Jedynie postawa serca pokornego, skruszonego, nawracającego się przywraca utraconą więź z Bogiem, który nie chce ciągłego pogrążania się ludu wybranego w ciemnościach grzechu i obiecuje „nowe serce”, ofiarowane przez Jezusa Chrystusa.
Chrystus wie, że serce stanowi o wartości człowieka; ma wielki potencjał nie tylko uczuciowy (kocha, lęka się, trwoży, gniewa się, zazdrości, bywa zatwardziałe i tak dalej), ale i ściśle religijny. Serce rozpoznaje – użyjmy współczesnego języka – ludzkie „ja”, świadomy siebie podmiot, wyłaniający z własnej głębi wszelkie decyzje. W nim właśnie rozgrywa się tajemnica wiary, która – jeżeli znajdzie w sercu zakorzenienie i potwierdzenie – zawsze prowadzi do zbawienia. Tym bardziej że w sercu i poprzez nie działa Duch Święty. Dlatego potrafimy kontemplować Serce Jezusa, duchowo zamieszkiwać w Nim, zyskując łaskę naśladowania Mistrza, czyli wstępować na drogę świętości. Stąd konieczność życia moralnie uporządkowanego, otwartego na potrzeby bliźnich, wpatrzonego w sprawy tego świata, jednak w taki sposób, że nie przesłaniają one ostatecznej perspektywy, jaką jest „wytrwanie przy Panu” (Dz 11,23).
Trzeba być przygotowanym na pokorną skruchę, niekiedy potwierdzoną łzami, nigdy nie poddawać się rozpaczy, raczej z wdzięcznością przyjmować Jezusową życzliwość, która nie ma granic; zdobyć wyraźną świadomość, że nawet największa nieprawość nie odłącza od Miłosiernego Serca Zbawiciela, co jednak nie znaczy, że wszystko wolno. Z woli Bożej zostaliśmy odkupieni Krwią Chrystusa, który grzechy świata wziął na swoje barki i przepalił je cierpiącą miłością. Odtąd jeżeli potrafimy kochać, zbliżamy się do Nieba, stanu wiecznej szczęśliwości. Kiedy zaś włada nami egoizm, popadamy w stan piekielnego odtrącenia. Tych określeń używamy dzisiaj z przesadną ostrożnością. Jednak nie możemy zapominać o paraleli między wiecznością życia i wiecznością odrzucenia. W tej stawce serce odgrywa rolę trudną do przecenienia. Sprawia, że angażujemy cały swój duchowy wymiar, wraz z władzami rozumu, woli, uczuć, dążeń, aby nasza wierność Chrystusowi nie zanikała. Ponadto umacniamy przekonanie, że serce jest cenniejsze od naszej cielesności, która – choć ważna – nie może stać się pierwszym kryterium działania.
Powinniśmy się więc modlić za duchownych, którzy są szczególnie narażeni na przeróżne niebezpieczeństwa. Niekiedy uważają się za ludzi „wywyższonego stanu”, sycąc się przekonaniem, że zostali wybrani jako duchowni, a zatem gruntownie wyróżnieni, gdy chodzi o sprawy duchowego zaangażowania. Tymczasem ich misja jest przede wszystkim darem Chrystusa, będącym konsekwencją Jego miłości do ludzi; darem, jaki dosyć łatwo roztrwonić. Duma, próżność, ezoteryzm i tak dalej są bezpodstawne i nie uprawnione. Zresztą przynależność do określonego „stanu” czy też pełnienie pewnego urzędu w Kościele nie definiuje, który ksiądz prowadzi „życie duchowe” lub gdzie okazuje się autentyczna chrześcijańska duchowość. Nie należy używać określeń: „specjalna” czy „doskonalsza” duchowość, gdy jest mowa o kapłanach.
Księża zapominają też często, że pozostają kapłanami przy ołtarzu, w konfesjonale, w szkole, na ulicy – czyli wszędzie. Ich misja nie odsyła do życiowych peryferii. Powinni wystrzegać się zniechęcenia i rozczarowania, które bierze się stąd, że nie traktują własnego życia wewnętrznego jako najważniejszego przedsięwzięcia pastoralnego; nadto gubią praktykę częstej spowiedzi, która sprawia, że jaśniej widzi się samego siebie, oraz potrzebę adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie zawsze właściwie rozpoznają, że kapłańskie życie duchowe ma być skoncentrowane na tym, co obiektywnie ważne. Chodzi tu o prymat obiektywnej pobożności kapłańskiej, czyli związanie codzienności z Mszą Świętą, z medytacją brewiarzową i sakramentami. Chodzi też o właściwe rozpoznanie, czym jest ludzkie życie uczuciowe. Kapłaństwo – to przecież przedłużenie Serca i ust Pana Jezusa, zaprezentowany przez Niego styl bycia, w którym najważniejsza jest posługa sakramentalna, mająca na celu utrzymanie wiernych na drodze wiary. Nie jest ono nastawione samo na siebie, lecz trwa jako forma współtowarzyszenia ludziom (wspólnotom religijnym) w ich trudzie dorastania do wymogów postawionych światu przez Stwórcę. Kapłaństwo jest i musi być znakiem sprzeciwu wobec każdej formy zła, niesprawiedliwości, grzechu.
Ze strony księży wymaga to odwagi i dyscypliny (także tej wynikającej z zasady posłuszeństwa władzy kościelnej), ale nade wszystko wymaga to wiary w „czyste i pokorne Serce Jezusa” (Mt 11,29), które – zwłaszcza po zmartwychwstaniu – ma moc poruszania ludzkiego serca, wyzwalania silnych emocji religijnych, połączonych ze skróceniem poznawczego dystansu między człowiekiem a Bogiem. Św. Łukasz w swojej ewangelicznej opowieści przytacza charakterystyczne wyznanie uczniów wypowiedziane w drodze do Emaus: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24,32). Kiedy więc Chrystus objawia tajemnice swego Serca, nie wyłączając podatności na ból, bezradność (wszak jest również Człowiekiem!), wówczas w sposób naturalny wielbimy Go, odnajdujemy duchowy spokój w kontemplowaniu obrazu Serca Jezusowego. W ten sposób wyrażamy fascynację Osobą Chrystusa, który przyciąga do siebie w sposób zniewalający, urzeka, olśniewa, oczarowuje, zachwyca, frapuje, ekscytuje, rozpala, wreszcie zaprasza do medytacji, aby przywołać niektóre tylko formuły z nad wyraz (w tym przypadku) bogatego polskiego zasobu słownikowego. Ale też wywołuje lęk, niepokój, niecodzienne rozdrażnienie. Co prawda, obecnie nie dochodzi do konfliktów dogmatycznych, jakie miały miejsce chociażby podczas Soboru Efeskiego (431 r.), gdyż żyjemy w epoce niezbyt czułej na dogmatyczne wymiary zbawczego orędzia, niemniej jednak Osoba Chrystusa łączy i dzieli zarazem, szczególnie w relacjach tworzących się między różnymi religiami, choć nie tylko.
My, katolicy, przyjmujemy, że Prasłowo – Logos, będące u początków kosmicznego istnienia, ma wymiar Jezusowego Serca, zatem wskazuje i na ludzkie serce. Z tej racji możemy szerzyć właściwy kult, gdzie raz będziemy podkreślali mękę Chrystusa, wskazując znaczenie otwartego boku Umęczonego Mesjasza, czyli na rolę życia sakramentalnego, innym razem zwrócimy uwagę na obowiązek zadośćuczynienia za zniewagi uczynione Jezusowemu Sercu oraz nieodzowność odnajdywania w braciach oznak Boskiej miłości. Jednak zawsze będzie chodziło o to, aby nie zagubić miłości w gąszczu wielu uczuć zmysłowych, cielesnych, psychicznych, które ograniczają się do nieosobowych doświadczeń.
Czy księża bywają zdolni do takiego religijnego czynu? I w jaki sposób powinni przenosić zdobycze kontemplacji Serca Jezusa w krajobrazy codziennego posługiwania? Czy przypadkiem nie stracili zapału towarzyszącego początkom ich pracy kapłańskiej, nie zostali opanowani przez ducha nihilizmu i popadają w okowy liturgicznej rutyny? Czy starają się pisać dzieje własnej duszy przeciw temu wszystkiemu, co uchodzi w światowych rankingach za warte poświęceń? Czy mają w sobie ów duchowy ogień potrzebny do tego, aby przekraczać ułudy, które cisną się do ich umysłów jak krzyki targowych sprzedawców i oddalają od Serca Chrystusa?
Z tych troskliwych pytań wyłania się potrzeba modlitwy o to, aby kapłani starali się żyć w świętości, w pokornym naśladowaniu Serca Zbawiciela. W tym Sercu przejawia się bowiem najgłębszy sens Człowieczeństwa Chrystusowego, a poprzez nie najgłębsza tajemnica Wcielenia: jedność Boskiej i ludzkiej natury w Bogu-Człowieku. Oto źródła modlitwy o świętość kapłanów, ugruntowane w rozmyślaniu o Najświętszym Sercu Pana Jezusa.
Dietrich von Hildebrand, analizując uczuciowość ludzką i Boską Boga-Człowieka, zakończył swe rozważania fragmentem prefacji na uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego: „Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze Święty, wszechmogący wieczny Boże. Z Twojej woli jednorodzony Syn Twój wiszący na krzyżu został przebity włócznią żołnierza, aby otwarte Serce, skarbiec Bożej hojności, zlewało na nas strumienie zmiłowania i łaski, aby to Serce, które nigdy nie przestało płonąć ku nam miłością, było schronieniem dla pobożnych, a dla pokutujących otwartą bramą zbawienia”.
Niech ta modlitwa zawsze wyznacza koloryt i intensywność czerwcowych (i wszelkich) modlitw o świętość życia kapłańskiego.